Jerzy Iwanow-Szajnowicz
Kochał Polskę

Ciążę miałam dobrą i spokojną, lecz poród ciężki, trwający całą dobę, podczas którego matka moja cały czas modliła się na klęczkach. Synowi daliśmy na imię Jerzy, bowiem na […] starej ikonie, osłoniętej złotymi blachami, obok Matki Bożej wyobrażony był woskowymi farbami ów właśnie święty zwyciężający smoka1 – tak Leonarda Szajnowicz zapamiętała narodziny swego pierwszego syna. Człowieka, którego za kilkadziesiąt lat nazywać będą polskim Jamesem Bondem, najlepszym dywersantem II wojny światowej i agentem nr 1. Bo Jurek, tak jak jego patron, który patrzył na narodziny chłopca z ikony w złotych ramach, stanął oko w oko z wcielonym złem.


„Jestem Polakiem i chcę grać z wami w piłkę wodną”

Pewnego dnia pod koniec 1937 r. na pływalni AZS-u w Parku Skaryszewskim trening odbywała drużyna piłki wodnej. Na pomoście stanął przystojny, dobrze zbudowany, uśmiechnięty chłopak. Po skończonych ćwiczeniach podszedł do jednego z zawodników. – Kolega Makowski? – Tak, a skąd kolega zna moje nazwisko? – Zaraz powiem, ale pozwólcie, że najpierw wam się przedstawię. Nazywam się Jerzy Iwanow-Szajnowicz – tak pierwsze chwile Jurka w klubie AZS wspominał w audycji Polskiego Radia Tadeusz Makowski, jego kolega z zespołu. Jurek zapowiedział, że po ukończeniu studiów w Belgii chce pozostać w Polsce. Jestem Polakiem i chcę grać z wami w piłkę wodną – oświadczył.
Nowi koledzy byli zaciekawieni, jak to możliwe, że student belgijskiej uczelni kojarzy ich nazwiska. W Belgii prenumeruję „Przegląd Sportowy”. Znam was wszystkich! – wyjaśnił zadowolony z siebie Jurek. Makowski i Szajnowicz szybko się zaprzyjaźnili. Jurek był bardzo towarzyski, uśmiechnięty, wesoły. Lubił zabawę, ubóstwiał tańczyć. Na dansingi chodziliśmy do jachtklubu. Pierwszą sympatią Jurka była moja siostra, też AZS-ianka. Z takich eskapad wracaliśmy dorożką, które Jurek uwielbiał. Wybierał te z ładnym koniem – wspominał pół wieku później wyraźnie wzruszony Tadeusz Makowski, autor tekstu o Iwanowie-Szajnowiczu, który zamieścił w swojej książce „Kraulem przez Wisłę”.
Źródło: Jerzy Iwanow-Szajnowicz, audycja z cyklu Z ziemi polskiej, Polskie Radio, 26 września 1987 r. [data odsłuchania na stronie internetowej Polskiego Radia: 20 marca 2018 r.].

Między dwiema ojczyznami

Jerzy Iwanow-Szajnowicz był synem Polki Leonardy Szajnowicz i rosyjskiego pułkownika Władimira Iwanowa. Urodził się 14 grudnia 1911 r. Małżeństwo rodziców nie należało do udanych i bardzo szybko się rozpadło. Leonarda wyszła za mąż po raz drugi, za greckiego przedsiębiorcę, który zakochał się w niej bez pamięci. Kobieta była żarliwą patriotką. Małemu Jurkowi, zwanemu Irkiem, opowiadała legendy o polskich bohaterach i życiorysy wielkich królów. Wychowaniu syna poświęcała mnóstwo uwagi. Była dumna, gdy pewnego dnia przeczytała w jednym z warszawskich dzienników list dostarczony przez jej syna. Trzynastoletni Jurek był świadkiem ulicznego incydentu: ktoś zaatakował bezbronnego staruszka. Policjant, do którego chłopiec zwrócił się o interwencję, zbył go. Naturalnie łobuz uciekł. Jak to można pozwolić, żeby na ulicach, w biały dzień, łobuzy bili starców. Proszę pana redaktora zająć się tą sprawą2 – prosił Jurek.

Chłopak przysparzał też zmartwień. W czasie zamachu majowego w 1926 r. zniknął z domu bez słowa. Wrócił do zrozpaczonej matki po kilku dniach, umorusany, ale radosny. Z przejęciem wyjaśnił rodzinie, że pomagał żołnierzom, donosząc wodę na ich pozycje. Jurek był zdolny, lecz szkolny rygor mu nie odpowiadał. Bardziej pasjonowało go to, co działo się za murami szkoły. Urywał się z lekcji – pewnego dnia oświadczył matce, że do domu przyjechał na armacie, podwieziony przez żołnierzy, których spotkał, gdy akurat wracali z ćwiczeń.

Wkrótce rodzina przeprowadziła się do rodzinnego kraju ojczyma Jurka – Grecji. Nauczyciele liceum w Salonikach uwielbiali Jerzego, ale on nie potrafił się skupić na nauce. Roznosiła go energia, a jedynym sposobem na jej ujarzmienie był sport3. Jurek pokochał m.in. piłkę nożną, choć jego prawdziwą miłością okazały się piłka wodna i żeglarstwo. W wodzie radził sobie znakomicie. Pływał bardzo szybko i bez wysiłku pokonywał duże odległości. Wykonywał brawurowe skoki do wody z wysokich skał, kręcąc w powietrzu widowiskowe obroty4. Zapisał się do klubu sportowego Iraklís w Salonikach5.

Uniwersytecka drużyna koszykarska z Jerzym Iwanowem-Szajnowiczem w składzie. Polak stoi pierwszy z prawej, obok niego trzech Amerykanów i dwóch Chińczyków (marzec 1937 r.)
Z prywatnego archiwum Leonardy Lambrianidu, siostrzenicy Jerzego Iwanowa-Szajnowicza. Zdjęcie udostępnił Urząd do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych

Obywatel świata, reprezentant Polski

Dla człowieka, który najchętniej nie wychodziłby z wody, decyzja o wyjeździe z Grecji z pewnością nie należała do łatwych. Podjęli ją za niego matka i ojczym, którym zależało na dobrym wykształceniu Jurka (już wtedy był poliglotą – mówił po polsku, rosyjsku, grecku, angielsku i francusku). W 1933 r. wyjechał na studia do Belgii. Zanim dotarł do celu swojej podróży, czyli uniwersyteckiego miasta Leuven, zwiedził niemieckie miejscowości, w których panoszył się już kult Hitlera. Obserwował z niesmakiem niemiecką młodzież w mundurach ze swastykami. Za Kolonią zaatakowała go hitlerowska bojówka za to, że czytał polski „Ilustrowany Kurier Codzienny” z karykaturą Führera. Awanturników pokonał na słowa6. Minie kilka lat, zanim stanie do bezpośredniej konfrontacji.

Jesienią 1935 r. Jerzy Iwanow formalnie został polskim obywatelem (dotąd uznawano go za obywatela byłego Imperium Rosyjskiego). Dla Jurka była to bardzo ważna sprawa: od teraz mógł marzyć o reprezentowaniu Polski w rozgrywkach sportowych i zapisać się do warszawskiego AZS-u7. W przerwach między zajęciami na uniwersytecie przyjeżdżał na treningi do Polski. Kilkanaście miesięcy później prasa odnotowała nowo odkryty talent. W grudniu 1937 r. napisano, że Iwanow ma wrodzony dryg do water-polo i jest dużą nadzieją na przyszłość8. Zdobył z drużyną wicemistrzostwo Polski9, a wkrótce został też najlepszym strzelcem w swoim klubie. Jeden z dzienników z uznaniem odnotował, że Iwanow to już utytułowany sportowiec – mistrz akademicki Belgii w pływaniu i mistrz Grecji w stylu dowolnym10. Pod koniec lat 30. Jurek Iwanow był kapitanem drużyny Uniwersytetu Lowańskiego na akademickich mistrzostwach Belgii. Indywidualnie zwyciężył na dystansie 50 m stylem motylkowym, bijąc rekord uniwersytecki Belgii11.

Choć z Jurka był obywatel świata, to przywiązanie do polskiego klubu – AZS-u – przeżywał najmocniej. Kiedy pewnego dnia w wyniku prania czerwień klubowego dresu zafarbowała białego orła, nie spoczął, dopóki specjalnymi chemikaliami nie przywrócił emblematowi właściwego koloru12.

„Polskę kochał ponad wszystko”

Z relacji Tadeusza Makowskiego, kolegi Jurka z warszawskiego AZS-u, wynika, że Iwanow bardzo przeżywał niepokojące wydarzenia na arenie międzynarodowej w końcówce lat 30., np. układ monachijski dotyczący przyłączenia części Czechosłowacji do Rzeszy Niemieckiej (wrzesień 1938). W marcu 1939 r. w Polsce ogłoszona została tzw. mobilizacja alarmowa. Jurek nie miał uregulowanych spraw wojskowych, załatwiał je, ale bał się, że może nie zdążyć13 – zapamiętał Makowski.

Latem 1939 r. drużyna AZS-u wyjechała na obóz treningowy do Budapesztu. Tadeusz Makowski opowiada: Treningi już tak bardzo nas nie cieszyły. Jurek w każdej wolnej chwili szukał wiadomości prasowych na temat Polski, dyskutował. Mieszkaliśmy w czterech w jednym pokoju. Często budziliśmy się wcześnie rano, a Jurka już nie było. Biegał na dworzec po zagraniczną prasę. Chodził coraz bardziej zamyślony, smutny, poważniejszy niż zwykle. Na koniec obozu był w rozterce. Czy wracać z nami do kraju, czy jechać do Grecji pożegnać ukochaną matkę i braci? Wrócił z nami do Warszawy, zdążyliśmy rozegrać jeszcze jeden mecz, w którym rozgromiliśmy Legię 6:0. Podzieliliśmy się golami – Jurek, ja i Kaziu Bocheński14.

Po kilku dniach koledzy żegnali Jurka odjeżdżającego pociągiem z warszawskiego dworca. Żegnajcie, niedługo wrócę! – krzyknął na pożegnanie. Wracał do Grecji – kraju, który zdążył pokochać, bo Grecy ze swoją gościnnością i otwartością przypominali mu Polaków15. Po przyjeździe był jednak rozczarowany, bo grecki rząd i duża część społeczności Salonik otwarcie sprzyjały Hitlerowi. Wściekły zawiesił obok drzwi wejściowych napis: „Zabrania się słuchać niemieckich stacji w tym domu”16. Jurek należał do ludzi nieprzeciętnych – mówił w Polskim Radiu Tadeusz Makowski. Odważny, mężny, gorący patriota. Polskę kochał nad wszystko. Nie mógł pogodzić się z tym, że możemy przegrać wojnę z Niemcami17.

Misja Jerzego

Na wiadomość o napaści Niemiec na Polskę natychmiast pobiegł do konsulatu. Prosił o przydział do wojska, ale zdezorientowani pracownicy wytłumaczyli mu, że oczekują na zarządzenia z centrali. Za kilka dni do Salonik zaczęli docierać pierwsi polscy uchodźcy18. Jerzy nie dostał upragnionego powołania do wojska, ale nie potrafił bezczynnie siedzieć przy radioodbiorniku, słuchając o kolejnych podbojach Niemiec. Otrzymał przydział do pracy w konsulacie. Zaangażował się w przerzucanie polskich żołnierzy z Węgier i Rumunii na terytorium Francji, gdzie tworzyła się polska armia19. Po powrocie do domu często wychodził na dach i przyglądał się przelatującym kilkadziesiąt metrów wyżej niemieckim samolotom pasażerskim. Gdybym tak trafił, mieliby o jednego mniej – tłumaczył młodszemu bratu20. Wiedział, że samoloty nie przewożą zwyczajnych pasażerów, ale Niemców, którzy wkrótce mieli objąć posterunki Gestapo.

Jesienią 1940 r. Grecja została zaatakowana przez faszystowskie Włochy, a kilka miesięcy później przez ich sojuszników – Niemcy. Jerzy opuścił Saloniki i przez morze dotarł do Palestyny, będącej pod mandatem Wielkiej Brytanii. Uznał, że z tamtego miejsca łatwiej mu będzie w końcu stanąć do walki w szeregach polskiej armii, sprzymierzonej z Brytyjczykami. Marzenie Jurka spełniło się, ale tylko na chwilę. Był żołnierzem Polskich Sił Zbrojnych zaledwie przez 49 dni21.

Polscy wojskowi byli nieufni wobec młodzieńca o rosyjskich korzeniach i nazwisku, a także podejrzanie dużym międzynarodowym obyciu. Może to agent obcego wywiadu? – snuli przypuszczenia. Więcej ufności wykazali Brytyjczycy. Docenili sprawność działania Jurka, znajomość wielu języków22. Iwanow przeszedł trzymiesięczne szkolenie, podczas którego uczył się m.in. obsługiwać radiostację i używać materiałów wybuchowych. Zapadła decyzja o powrocie do Grecji, gdzie jego zadaniem miało być organizowanie ruchu oporu wobec Niemców.

Skuteczny agent

Do Grecji przypłynął na pokładzie okrętu podwodnego. Na miejscu stał się ekspertem od dywersji. Stosował wyszukane metody, korzystając z nowinek technicznych dostarczanych przez Brytyjczyków i własnego sprytu. Unieruchamiał pociągi, uszkadzał samoloty. Do współpracy zwerbował robotników fabryki, która naprawiała silniki niemieckich maszyn. Po właściwej naprawie mieli umieszczać w nich tajemnicze drobne ziarenka, które zawierały substancję rozkładającą olej. Dla silnika – zabójczą, dla Niemców – trudną do wykrycia23.

Chociaż nie był żołnierzem, działał na wielu frontach. Przygotowywał plany zamachów bombowych na hitlerowców. Podkładał miny pod niemieckie okręty podwodne, zamocowawszy je wcześniej na własnych piersiach. Do U-Boota podpłynął wolno żabką, by nie robić hałasu. Po pozostawieniu ładunku odpłynął błyskawicznie kraulem, przemierzając zimne morze przez cztery godziny, tylko z kilkoma przerwami po drodze. Bomba eksplodowała za jakiś czas, kiedy Jerzy odpoczywał już na skalistym brzegu.

Gdy podkładanie materiału wybuchowego pod statki okazało się niemożliwe ze względu na wzmożone patrole, Jerzy wymyślił nowy sposób. Tym razem ładunek umieścił na motorówce. Wsiadł na nią i płynął w kierunku celu. Po ustawieniu kursu wyskoczył z łódki i odpłynął w przeciwnym kierunku. Motorówka wybuchła, powodując gigantyczny pożar przy brzegu i ogromne zniszczenie w bazie wroga24.

„Jestem wysłannikiem Polski…”

Jak to możliwe, że agent, który w brawurowy sposób podkładał bomby i rozbijał niemieckie maszyny, wpadł przez zwykłą nieostrożność? Pewnego dnia w przyjaznej rozmowie z napotkanym kolegą z dzieciństwa zdradził mu swój konspiracyjny adres. Został aresztowany przez Gestapo, ale szczęśliwie udało mu się zbiec z więzienia. Wszystkie mury i tablice ogłoszeniowe w Salonikach zostały oklejone listami gończymi. To dzięki nim wiemy dziś, jak wyglądał Jerzy: wzrost 170–72. Szczupły. Twarz pociągła z wystającymi kośćmi policzkowymi. Oczy niebiesko-szare. Nos prosty. Włosy ciemnoblond, zaczesane do tyłu, lekko sfalowane25. Dzięki pościgowi Jerzy stał się lokalnym bohaterem. W mojej klasie wszyscy chłopcy wiedzieli, kim jest Georgios Iwanow. Wszyscy chcieli być w przyszłości Iwanowami i mnie, jego bratu, dawali czasem pomarańczę albo garść rodzynków26 – wspominał młodszy brat Jurka, Aleksander.

Jerzy ukrywał się przez kilkanaście miesięcy. W tym czasie Brytyjczycy podejmowali rozpaczliwe próby wywiezienia go z Grecji, bo Niemcy nie ustawali w próbach dopadnięcia niezwykle skutecznego brytyjskiego agenta. W końcu kryjówka Iwanowa została odkryta przez włoską policję27. W areszcie gestapowcy obchodzili się z Jurkiem okrutnie. Był bity, zmuszany do morderczych ćwiczeń fizycznych, pozbawiany snu28.

2 grudnia 1942 r. Jerzy stanął przed sądem. Przyznał się do wszystkich zarzucanych mu czynów: szpiegostwa, sabotażu, posiadania broni i stacji nadawczej, próby zabójstwa. Byłem wstrząśnięty słysząc, jak ten człowiek, wytworny i sympatyczny, udziela w sposób naturalny i swobodny odpowiedzi twierdzących, z których każda stanowi dostateczną podstawę dla wyroku śmierci29 – relacjonował później obrońca z urzędu wyznaczony w procesie Jerzego. Sąd pytał o wyszukane metody stosowane przez oskarżonego. Jurek stwierdził, że gdyby nawet wypuszczono go na wolność, podjąłby się ich jeszcze raz30. Wysłali mnie Anglicy. W rzeczywistości jednak jestem wysłannikiem tej Polski, która nigdy nie ustanie w walce z waszym najazdem31 – wyjaśnił zaskoczonemu sędziemu.

Wyrok

Sąd skazał Jurka na potrójną karę śmierci.

W Boże Narodzenie 1942 r. Leonarda Szajnowicz przełamała opłatek przed fotografią syna (ponoć Jurek na tym zdjęciu wyglądał zupełnie jak dyskobol z rzeźby Myrona). W tym samym czasie Jerzy ozdobił gałązkę, którą ktoś dostarczył do więzienia, polską i grecką flagą ze szmatek32.

4 stycznia, w dniu zaplanowanej egzekucji, Jerzy podjął ostatnią, rozpaczliwą próbę ucieczki. Udało mu się zrzucić kajdanki, uciekł. Niemiec wypalił w jego kierunku z broni. Ranny skazaniec krzyknął: Niech żyje Polska…, a w jego kierunku oddano kolejny strzał, tym razem śmiertelny33.

 

Kiesariani – prawdopodobne miejsce śmierci Jerzego Iwanowa-Szajnowicza
Fot. Wikipedia

Zapomniany bohater

Bez większego ryzyka błędu można założyć, że gdyby spytać na ulicy stu przypadkowych przechodniów, czy wiedzą, kim był Jerzy Iwanow-Szajnowicz, to zapewne poprawnej odpowiedzi udzieliłyby nie więcej niż dwie osoby – zakłada Jerzy Eisler. Zdaniem historyka popularność Jerzego Iwanowa-Szajnowicza jest niewspółmierna do skali jego wyczynów. Choć nie miał do dyspozycji ani jednego żołnierza, a wyłącznie swój spryt, sprawność fizyczną i międzynarodowe obycie, jest oceniany jako najskuteczniejszy sabotażysta, wart więcej niż dywizja wojska.
Jerzy Iwanow-Szajnowicz został pośmiertnie odznaczony Orderem Virtuti Militari. W Salonikach patronuje jednej z największych hal sportowych, ma też swój pomnik. W Warszawie upamiętniają go dwie tablice: w kościele św. Aleksandra, gdzie była jego pierwsza parafia, oraz na murze jednej z kamienic na Nowym Świecie, gdzie mieszkał. W 1972 r. powstał film fabularny o życiu Iwanowa-Szajnowicza – Agent nr 1 w reżyserii Zbigniewa Kuźmińskiego. Jak zauważa historyk Robert Gawkowski, główną rolę w filmie zagrał Karol Strasburger – wnuk prof. Edwarda Karola Strasburgera, który w latach 1917-1922 był kuratorem AZS Warszawa, ukochanego klubu Jerzego Iwanowa-Szajnowicza.
Źródło: J. Eisler, Agent nr 1, „Pamięć.pl”, nr 2/2016

Przypisy:
1 M. i J. Przymanowscy [oprac.], Leonarda i jej synowie, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1980, s. 13.
2 M. i J. Przymanowscy [oprac.], op. cit., s. 15, 23.
3 M. i J. Przymanowscy [oprac.], op. cit., s. 24, 32.
4 M. Szymaniak, Nazywali go „człowiek-ryba”. Kim był najlepszy dywersant II wojny światowej?, www.gazeta.pl, maj 2017 r. [data dostępu: 18 marca 2018 r.].
5 G. Jatkowska, Jerzy Iwanow-Szajnowicz. Polski James Bond, www.naszahistoria.pl, 26 października 2017 r. [data dostępu: 18 marca 2018 r.].
6 M. i J. Przymanowscy [oprac.], op. cit., s. 43–44.
7 M. i J. Przymanowscy [oprac.], op. cit., s. 56.
8 Pod hasłem „Na podbój Europy” zakończyli pływacy trening waterpolowy, „Dobry Wieczór! Kurjer Czerwony”, nr 353, 21 grudnia 1937 r., s. 4.
9 Tadeusz Makowski, Kraulem przez Wisłę, Krajowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1988, s. 39.
10 Kurjer sportowy, „Dobry Wieczór! Kurjer Czerwony”, nr 182, 4 lipca 1938 r., s. 4.
11 M. i J. Przymanowscy [oprac.], op. cit., s. 58.
12 M. i J. Przymanowscy [oprac.], op. cit., s. 62.
13, 14, 15 Jerzy Iwanow-Szajnowicz, audycja z cyklu Z ziemi polskiej, Polskie Radio, 26 września 1987 r. [data odsłuchania na stronie internetowej Polskiego Radia: 20 marca 2018 r.].
16 M. i J. Przymanowscy [oprac.], op. cit., s. 70.
17 Jerzy Iwanow-Szajnowicz…, op. cit.
18 M. i J. Przymanowscy [oprac.], op. cit., s. 70.
19 G. Jatkowska, op. cit.
20 M. i J. Przymanowscy [oprac.], op. cit., s. 71.
21 M. i J. Przymanowscy [oprac.], op. cit., s. 100.
22, 23, 24 M. Szymaniak, op. cit.
25 G. Jatkowska, op. cit.
26 M. i J. Przymanowscy [oprac.], op. cit., s. 92.
27 G. Jatkowska, op. cit.
28, 29 M. i J. Przymanowscy [oprac.], op. cit., s. 107–108
30 M. Szymaniak, op. cit.
31 G. Łyś, Agent o sile dywizji, „Rzeczpospolita”, www.rp.pl, 10 lipca 2009 r. [data dostępu: 19 marca 2018 r.].
32 M. i J. Przymanowscy [oprac.], op. cit., s. 93, 109.
33 G. Jatkowska, op. cit.