Janusz Kusociński
Król bieżni
W obozie olimpijskim wre praca planowa i spokojna. Własnemi drogami chodzi tylko Kusociński, który jest w formie wprost znakomitej. Prasa amerykańska nie szczędzi mu swego zainteresowania, napotyka się jednak na grobowe milczenie Polaka, który zdaniem reporterów „milczy i trenuje jak Nurmi1” – pisał „Przegląd Sportowy” 30 lipca 1932 r. Dzień później o godz. 17.40, wśród głośnych owacji, flaga Polski została wciągnięta na maszt, a na stadionie rozległ się Mazurek Dąbrowskiego. Janusz Kusociński odebrał złoty medal na igrzyskach olimpijskich w Los Angeles.
Bracia w służbie niepodległości
Złoty medal z X Igrzysk Olimpijskich w Los Angeles w 1932 r. Ze zbiorów Muzeum Olimpijskiego w Lozannie
Fot. Wikipedia
Janusz Kusociński urodził się 15 stycznia 1907 r. w Warszawie jako szóste dziecko urzędnika kolejowego Klemensa i Zofii ze Śmiechowskich. Od najmłodszych lat na przykładzie swoich najbliższych mógł się przekonać, czym są patriotyzm i zaangażowanie na rzecz niepodległości Polski. Jego najstarszy brat Zygmunt za działalność niepodległościową został w roku 1905 zmuszony do emigracji. Bracia nie zdążyli się poznać – Zygmunt zmarł w Paryżu podczas I wojny światowej. Prawdopodobnie został poważnie ranny.
Także drugi brat Janusza, Tadeusz, za zaangażowanie na rzecz ojczyzny zapłacił najwyższą cenę. Jako podoficer 2. Pułku Szwoleżerów zginął podczas wojny polsko-bolszewickiej pod Zamościem w 1920 r.
Janusz dorastał w Ołtarzewie pod Ożarowem Mazowieckim, gdzie pomagał ojcu w gospodarstwie rolnym. Ku rozpaczy rodziców nigdy nie przejawiał szczególnego zainteresowania nauką. Jak sam przyznał po latach, matka prognozowała, że nic dobrego z niego nie wyrośnie. Ojciec starał się zachęcić syna do poważnego traktowania obowiązków szkolnych. Nieraz dosłownie uszy puchły od tych nauk. Ale bo też tatuś sportu nie uznawał, gardził sportowcami, a ponad wszystko cenił wiedzę. Chciał mi wpoić zamiłowanie do nauki – ale łatwiej byłoby nauczyć astronoma skoku o tyczce, aniżeli mnie zmusić do ślęczenia nad tabliczką mnożenia2 – pisał w pamiętniku Kusociński.
Zdeterminowani rodzice wysłali syna do jednej z warszawskich szkół. Ojciec ufał, że pobyt w szkole wpłynie zbawiennie na mój charakter, że się ustatkuję i zakocham w książkach – a tym czasem ja zakochałem się w piłce3 – przyznał po latach sportowiec.
Mimo trudności skończył w 1928 r. szkołę ogrodniczą, która przygotowywała do zawodu, jednak nie dawała możliwości przystąpienia do egzaminu dojrzałości. Maturę zdał eksternistycznie dziewięć lat później. Ukończył także studia w Centralnym Instytucie Wychowania Fizycznego w Warszawie (obecna AWF). Potem pracował m.in. jako dziennikarz i nauczyciel wychowania fizycznego. Przez jakiś czas był nawet ogrodnikiem w parku Łazienkowskim.
Bieganie przez przypadek
Miłość do sportu rozbudził w Januszu jego brat Tadeusz. Po lekcjach (uczęszczał do warszawskiej szkoły Edwarda Rontalera) mały Tadek uczył swojego młodszego brata gry w palanta. Żywiołowy i energiczny Janusz od razu pokochał sport. Zamiast przesiadywać nad książkami, spędzał dni na świeżym powietrzu. Podobno w czasie rozgrywek zawsze dało się u niego zauważyć cechy niezbędne wielkiemu sportowcowi – wytrwałość i upór. W trakcie gry za wszelką cenę starał się dać z siebie wszystko i być najlepszym. W szkole ogrodniczej wspólnie z kolegami Kusociński założył klub sportowy o nazwie Pretoria. Najczęściej spotykali się podczas rozgrywek piłki nożnej.
Znaczek pocztowy przedstawiający Janusza Kusocińskiego podczas igrzysk olimpijskich w 1932 r. oraz znaczek z okazji igrzysk olimpijskich w Rzymie (1960 r.) upamiętniający złoty medal zdobyty przez Janusza Kusocińskiego w Los Angeles
Ze zbiorów prywatnych Jacka Kosmali
To właśnie na boisku piłkarskim Kusociński widział swoją przyszłość. Już jako mały chłopiec był zawodnikiem zespołu Ożarowianka. W wieku 17 lat związał się z warszawskim klubem robotniczo-tramwajarskim Sarmata. Pewnie zostałby piłkarzem, gdyby nie przypadek. Któregoś dnia zjawił się na zawodach lekkoatletycznych, na których miał kibicować swojemu koledze. Okazało się jednak, że w drużynie Sarmaty brakuje jednego zawodnika, dlatego zaproponowano Kusocińskiemu start w biegu na 800 m. Chłopak bez żadnego przygotowania stanął na starcie i zajął pierwsze miejsce. Powiedziałem sobie – było nie było, raz kozie śmierć – no i pobiegłem. Rezultat był dobry – w biegu 800 m wygrałem, bijąc drużynę Skry4 – napisał w pamiętniku. Ten sukces przesądził o jego dalszych losach.
Talent „Kusego” (przydomek zawdzięczał tyleż nazwisku, co krępej budowie ciała i dość niskiemu wzrostowi – 165 cm) zauważył estoński mistrz dziesięcioboju Aleksander Klumberg. Został jego trenerem, a w późniejszych latach konsultantem. Specjalnie dla Kusocińskiego opracował indywidualną metodę treningową, trening interwałowy. Polega on na pokonywaniu pewnych odcinków możliwie szybko i intensywnie na przemian z tzw. odcinkami odpoczynkowymi.
Zwycięstwa i rekordy
Janusz Kusociński był najlepszym polskim lekkoatletą okresu międzywojennego i pierwszym Polakiem, który w męskich konkurencjach zdobył złoty medal olimpijski. Dwukrotnie udało mu się ustanowić rekord świata: w biegu na 3000 m z czasem 8:18,8 (w Antwerpii 19 czerwca 1932 r.) oraz w biegu na 4 mile z czasem 19:02,6 (w Poznaniu 30 czerwca 1932 r.). Zajął drugie miejsce w biegu na 5000 m na mistrzostwach Europy 1934 w Turynie (14:41,2) oraz piąte miejsce w biegu na 1500 m (3:59,4). Szesnaście razy reprezentował nasz kraj w międzypaństwowych zawodach, podczas których wystartował w 31 konkurencjach, odnosząc 25 indywidualnych zwycięstw.
Dwadzieścia pięć razy pobił rekord Polski (bieg na 1000 m, 1500 m, 2000 m, 3000 m, 5000 m, 10 000 m oraz w sztafecie olimpijskiej 4 × 1500 m). Dziesięć razy zdobył mistrzostwo Polski: w biegu na 800 m (1932 r.), 1500 m (1930 i 1931), 5000 m (1928, 1930 i 1931) i 10 000 m (1939) oraz przełajowym (1928, 1930 i 1931). Dwukrotny mistrz kraju i halowy mistrz Polski w biegu 3 × 800 m (1939). Cztery razy triumfował w biegu narodowym.
Kusociński zdobył złoty medal olimpijski w biegu na 10 000 m podczas igrzysk olimpijskich w Los Angeles w 1932 r. Jego krążek przez lata wisiał jako wotum w kaplicy Baryczków w Warszawie. Zniknął w 1981 r. i nigdy nie został odnaleziony.
Pierwsze sukcesy
Po raz pierwszy „Kusy” oficjalnie wystąpił jako lekkoatleta na igrzyskach robotniczych w Pradze w 1927 r., na których zajął trzecie miejsce na dystansie 800 m. W biegu na 1500 m był drugi. Rok później zdobył tytuł mistrza kraju w biegu na 5000 m. Z czasem 15:41,0 ustanowił nowy rekord Polski.
W 1928 r. biegacz przeniósł się do klubu Warszawianka. Przygotowywał się także do startu w igrzyskach w Amsterdamie. Choć ostatecznie nie wziął w nich udziału z powodu słabego wyniku, zyskiwał coraz większą szybkość i sprawność. Był podobno bardzo zmotywowany i sumienny. Ćwiczył pod okiem trenera, ale nad rozwojem mięśni pracował także… kosząc zboże. Twierdził, że taki rodzaj wysiłku pozwala wzmocnić brzuch, nogi i biodra.
Nad kondycją Kusociński mógł pracować również na parkiecie. Podobno był świetnym i zapalonym tancerzem. Jedno z takich tanecznych spotkań o mały włos nie skończyło się dla niego kłopotami. Dwudziestokilkulatek świetnie bawił się ze znajomymi w Warszawie i nie zauważał upływu czasu. W końcu nad ranem dotarł na dworzec, jednak okazało się, że z powodu intensywnych opadów śniegu pociągi nie kursują. Wiedział, że jeśli nie wróci, czeka go kolejna trudna rozmowa z ojcem. Postanowił więc pobiec do Ołtarzewa (ok. 15 km). Jak wspominał, zimowe odzienie krępowało mu ruchy, a śnieg mroził twarz, lecz strach przed ojcem był silniejszy.
W 1930 r. Kusociński triumfował w biegu na 5000 i 1500 m. Zyskiwał coraz większe uznanie i grono wielbicielek (jedna przesyłała mu kwiaty i bombonierki, a nawet groziła samobójstwem, jeśli nie odwzajemni jej uczuć). W 1931 r. został uznany za najlepszego sportowca Polski w plebiscycie „Przeglądu Sportowego”.
Najlepszy w jego karierze okazał się jednak dopiero kolejny rok. Jeszcze przed wyjazdem na igrzyska w Los Angeles udało mu się pobić dwa rekordy świata: 19 czerwca w biegu na 3000 m oraz 30 czerwca w biegu na 4 mile. Sukces Polaka miał wymiar osobisty, ale także symboliczny. Po raz pierwszy od 20 lat ktoś zdołał pokonać Finów w tej dyscyplinie.
Janusz Kusociński i Fin Volmari Iso-Hollo w biegu na dystansie dwóch mil angielskich w ramach zawodów lekkoatletycznych zorganizowanych przez klub sportowy Warszawianka na stadionie Legii w Warszawie, 15.10.1932 r. To właśnie Iso-Hollo był głównym rywalem Kusocińskiego w biegu podczas igrzysk olimpijskich w Los Angeles
Ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego
Złoty „Kusy”
Jak relacjonował „Przegląd Sportowy” 30 lipca 1932 r., Kusociński dzień przed biegiem był w tak doskonałej formie, że napawało to lękiem Finów. Za sprawą dyskwalifikacji czołowego fińskiego zawodnika Paavo Nurmiego sprawa honoru Finlandii pozostała w rękach dwóch zawodników: Volmariego Fritijofa Iso-Hollo i Lauriego Johannesa Virtanena.
Zdaniem mediów obaj mieli problemy z aklimatyzacją i byli „nie bardzo w formie”. Dzień przed startem dziennikarz „Przeglądu Sportowego” zapytał Kusocińskiego, jak zamierza reagować na taktykę Finów. Szybkością i wytrzymałością. Nie ma nikogo na świecie, kto mógłby mnie zmęczyć swem tempem w pierwszej połowie biegu. Niech sobie to moi przeciwnicy wytłumaczą5 – powiedział.
Wioska olimpijska
Wioska olimpijska składała się z 800 domków, a w każdym z nich były dwa łóżka. Każda ekspedycja ma swoją łaźnię, swą jadalnię i kuchnię. Każdy domek ma wielki rezerwuar wody chłodzonej, prysznic.
Dziennikarze mieli do dyspozycji stację telegraficzną i pocztę. Wysyłanie listów było bezpłatne.
Wioska olimpijska miała powierzchnię 140 akrów, w tym 40 akrów trawników i kwietników. Nad bezpieczeństwem zawodników czuwała policja, a wstęp na teren obiektu mieli tylko posiadacze przepustek albo znaczków uczestnika. Jednym słowem warunki idealne – pisał „Przegląd Sportowy”. Chwalił też klimat Los Angeles, który porównano do warunków w Europie Środkowej.
Na zawody przybyło ok. 1000 dziennikarzy. Dziennikarze mają roboty masę, zwłaszcza z powodu licznych przyjęć i zwiedzań Hollywoodu. Jeśli chodzi o pracę zawodową przy tak rozległej organizacji trudno jest we wszystkiem się połapać, zwłaszcza, że nie wiadomo, o co najpierw się dowiadywać6.
31 lipca na stadionie olimpijskim zgromadziło się ok. 40 tys. widzów i 1200 dziennikarzy. Dla większości zebranych pewne było, że triumf w biegu na 10 km będzie należał do Finów. Jeden tylko człowiek był pewny swego zwycięstwa – Kusociński. Dwudziestu ludzi miało cichą nadzieję w sercu – drużyna polska [Polacy biorący udział w olimpiadzie – przyp. red.]7.
Polak zwyciężył! Przerwał tym samym trwający od 1912 r. fiński monopol na długich dystansach. Bieg był bardzo emocjonujący, co szczegółowo zrelacjonował „Przegląd Sportowy”.
Na starcie stanęło 24 zawodników. Początkowo wszyscy biegli dość równo, jednak Kusociński prowadził. Na tysiąc dwusetnym metrze Fin Volmari Iso-Hollo wyprzedził Polaka. Przewagę zdołał utrzymać, ale tylko przez 200 m, bo nasz reprezentant znów wyszedł na prowadzenie. Tuż za nim trzymał się jego drugi fiński rywal – Virtanen. Od tego momentu wszyscy już wiedzieli, że rywalizacja rozstrzygnie się pomiędzy szóstką czołowych zawodników, reszta została dawno w tyle. Na dystansie 3400 m Polak i dwaj Finowie osiągnęli znaczące prowadzenie. Widać było, że jest wśród nich ten, który sięgnie po złoto.
Na szóstym kilometrze okazało się, że Virtanen nie wytrzymuje morderczego tempa narzuconego przez „Kusego” i Iso-Hollo. Dwaj najlepsi zwalniają i zaczynają walczyć już nie z czasem, ale tylko ze sobą nie zwracając uwagi na pobitych już przeciwników8. Do ósmego kilometra Fin utrzymywał się przed Polakiem, po czym nasz reprezentant objął prowadzenie.
Zaledwie 600 m przed metą Iso-Hollo znów wraca na czoło. Na prostej naprzeciw trybun Kusociński odrywa się od Fina. Chłostany huraganem oklasków zyskuje metr, dwa, osiem. Iso-Hollo ostetniemi siłami próbuje go gonić – na próżno. Ostatnie 20 metrów Kusociński ogląda się – zwalnia. Truchcikiem, panując absolutnie nad sytuacją, z uśmiechem na ustach przerywa taśmę9. Mamy złoto!
Gdyby Kusociński prowadził przez cały czas, pobiłby niewątpliwie mój rekord świata. Przyznaję, że takiego finiszu jak on nie posiada nikt z wielkich długodystansowców10 – mówi po biegu Janowi Erdmanowi, polskiemu dziennikarzowi, Fin Paavo Nurmi, który jeszcze kilka tygodni wcześniej był typowany na murowanego zwycięzcę tych zawodów.
Dopiero po zawodach okazało się, z jak potwornym bólem zmagał się „Kusy”. Już po biegu zrzucił buty i widzowie mogli dostrzec poranione stopy Polaka. Okazało się, że miał pantofle dobrane do biegania na trawie, tymczasem bieżnia na stadionie była bardzo twarda. Upał i przekrzywiona skarpetka potęgowały cierpienie.
Kilka dni po zwycięstwie Kusociński opowiadał dziennikarzowi: Niech pan zobaczy: na poduszkach palców bąble z krwią i materią. Bieżnia twarda (choć elastyczna i szybka), skarpetka skręciła mi się w czubku pantofla i nieszczęście gotowe […]. Na finiszu mogłem wygrać więcej, ale noga mnie tak bolała, że jak zobaczyłem, że Fin jest daleko, dałem spokój11.
Urazy okazują się tak poważne, że por. Bartenbach, lekarz, zakazuje sportowcowi startu przez co najmniej tydzień. Kusociński nie może więc wystąpić w biegu na 5 km.
W następnych latach „Kusy” zmagał się z poważną kontuzją kolana, która skończyła się operacją. Zdrowie nie pozwoliło mu na udział w olimpiadzie w 1936 r. w Berlinie. Uczestniczył w niej jako korespondent „Przeglądu Sportowego”. Przed wybuchem wojny udało mu się jeszcze m.in. pobić rekord Polski. Jednak tragiczne wydarzenia kolejnych miesięcy na zawsze przerwały wznowioną karierę biegacza.
Janusz Kusociński podczas rozmowy ze swoim trenerem, estońskim lekkoatletą Aleksandrem Klumbergiem. Letnie igrzyska olimpijskie w Los Angeles, 1932 r.
Ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego
Odważny żołnierz i konspirator
Gdy wybuchła II wojna światowa, Janusz Kusociński nie został wcielony do wojska. Po niedawnej operacji kolana w jego książeczce wpisano kategorię D (niezdolny do czynnej służby wojskowej). Jako kapral rezerwy zgłosił się jednak na ochotnika do wojska. Podczas kampanii wrześniowej wcielono go do kompanii karabinów maszynowych 2. Batalionu 360. Pułku Piechoty. Walczył w obronie Sadyby i brał udział w nieudanym ataku na Okęcie. Został dwukrotnie ranny. Jego towarzysze broni zauważyli u niego wyjątkowy spokój, a przy tym brawurę.
Jednym z aktów niezwykłej odwagi był przejazd bryczką z karabinem maszynowym pod sam ogień nieprzyjaciela. Jak wspominał dowódca kompanii, porucznik Antoni Grzesik, mistrz olimpijski z Los Angeles sam zgłaszał się do patroli. „Załatwiał wszystko i pomagał wszystkim” – wspominano. Swoją postawą podnosił morale całego oddziału12. Za swoją postawę został odznaczony Krzyżem Walecznych (28 września 1939 r.).
Czas okupacji nie należał do najłatwiejszych dla polskich sportowców. Niemcy zakazali Polakom udziału w zawodach sportowych i zlikwidowali rozgrywki. Nowa rzeczywistość zmuszała zawodników do znalezienia sobie zajęć, które pozwalały zarobić na życie. Od kapitulacji Warszawy Kusociński działał konspiracyjnie pod pseudonimem „Prawdzic” w Organizacji Wojskowej „Wilki”, w której powierzono mu komórkę wywiadu. Zatrudnił się jako kelner w gospodzie sportowej „Pod Kogutem”. Lokal przy ul. Jasnej w Warszawie powstał pod koniec listopada 1939 r. „Kusy” nie był jedynym znanym sportowcem, który znalazł tam sposób na regularne zarobkowanie. Kelnerami w gospodzie byli także mistrzowie tenisa Ignacy Tłoczyński i Jadwiga Jędrzejowska oraz medalistka olimpijska, oszczepniczka Maria Kwaśniewska. Cała czwórka była już wtedy rozpoznawana. Mieli kontakty i wraz z wybuchem wojny mogli wyjechać z kraju. Uznali jednak, że w Polsce będą potrzebni.
Zatrudnianie rozpoznawalnych twarzy w karczmie wydawało się bardzo ryzykowne. Prawdopodobieństwo, że mistrzowie sportu skupieni w jednym lokalu przyciągną uwagę hitlerowców, było duże. Jednak komendant Wilków Józef Brückner dostrzegał zalety zaistniałej sytuacji. Uważał powstanie baru za wielkie szczęście. Upatrywał w lokalu narzędzie do kontaktów z Niemcami, a to właśnie informacje były kluczowe w planowaniu walki.
Kusociński podobno zachowywał się w lokalu dość brawurowo. Choć obowiązki wykonywał wzorowo, zdawał się zupełnie nie zauważać obecności Niemców. Jak relacjonował Ignacy Tłoczyński: Kusociński na początku pracował w „Kogucie”, jak my wszyscy zresztą, bardzo sumiennie (zyski dzieliliśmy równo). Po pewnym jednak czasie zaczął przychodzić do gospody nieregularnie […]. Kiedy jednak już przyszedł, siadał w ostatniej loży naprzeciwko drzwi frontowych, kładł nogi na stół, wyciągał prasę podziemną i czytał ostatnie wiadomości radiowe. Każda osoba wchodząca do lokalu mogła to zauważyć. Wielokrotnie go ostrzegałem, ale niewiele to pomagało. Postępował nieostrożnie, lekceważył sobie każde niebezpieczeństwo i był bardzo pewny siebie13.
Grób Janusza Kusocińskiego na Cmentarzu w Palmirach
Fot. Wikipedia
28 marca 1940 r. został aresztowany przez Gestapo w bramie domu przy ul. Noakowskiego 16, gdzie mieszkał z mamą i siostrą. Trafił do więzienia na ul. Rakowieckiej. Stamtąd przetransportowano go na Szucha i wreszcie na Pawiak. Podczas trzymiesięcznego śledztwa, mimo okrutnych tortur, Niemcy nie zdołali nic wyciągnąć z Kusocińskiego. Niektórzy historycy twierdzą, że hitlerowcy namawiali mistrza do trenowania niemieckich lekkoatletów. Ta teoria nie została jednak udowodniona.
21 czerwca 1940 r. Kusocińskiego przewieziono do Palmir, gdzie został rozstrzelany. W tej samej egzekucji zginęli jego kolega z Warszawianki, znany lekkoatleta i olimpijczyk Feliks Żuber, a także srebrny medalista (Paryż 1924) kolarz Tomasz Stankiewicz.
Na cześć „Kusego” od 1954 r. organizowane są coroczne międzynarodowe zawody – Memoriał Janusza Kusocińskiego.
W 2009 r. został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski „za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej, za osiągnięcia sportowe w dziedzinie lekkoatletyki”14.