Józef Noji
Na własnych prawach
– Czy pani się nie gniewała na syna, że zawraca sobie głowę bieganiem? – Owszem, wadziliśmy się nieraz o to latanie, ale on mówił, że tak być musi. Później zobaczyłam, że nie może być inaczej i dałam spokój1. Kiedy Jan Erdman, gwiazdor międzywojennych mediów, przeprowadzał wywiad z matką Józefa Nojiego, pani Noji (z domu Kowal) nie mogła mieć wątpliwości, czy syn dokonał właściwego wyboru. W 1936 r. był już utytułowanym biegaczem, mistrzem Polski w biegu na 5000 i 10 000 m oraz biegu przełajowym.
Józef Noji podczas międzynarodowych zawodów lekkoatletycznych na stadionie White City w Londynie w 1936 r.
Fot. NAC
Biegiem do pracy
Przyszedł na świat w niewielkim Pęckowie 8 września 1909 r. Choć był najmłodszy z rodzeństwa, musiał ciężko pracować. Nie miał jeszcze 10 lat, gdy zmarł jego ojciec Paweł. Ukończył pięcioklasową szkołę powszechną i zaczął praktykę u stolarza, a jednocześnie pomagał matce w gospodarstwie. W wolnych chwilach biegał (po latach ze śmiechem oświadczy, że w Puszczy Noteckiej ścigał motyle i zające)2.
Bardziej profesjonalne bieganie zaczęło się w pęckowskim Sokole. Pierwsze występy zostały zapamiętane tak: nastoletni Józef zapisuje się na zawody, a pani Noji wychodzi z domu, by obejrzeć występ syna. Patrzę – leci Józef, a tamtych nie ma i nie widać. Tak będzie też na zawodach w Wieleniu, Wrzeszczynie, Wronkach, Szamotułach i Obornikach. Józef był już dawno ubrany [za metą], kiedy inni zaczęli przybiegać!3
Dobra forma przydała się w wojsku – młody Noji odbywał służbę w 8. Batalionie Saperów w Toruniu. Nie zdecydował się na zostanie zawodowym żołnierzem, otrzymał stopień kaprala i wrócił do rodzinnego Pęckowa. Był dobrym stolarzem, ale i uznanym biegaczem amatorem. Nikogo nie dziwiło, że do pracy na co dzień dociera… biegiem. Trasa liczyła, według różnych relacji, 14 lub 24 km4. Pewnego dnia zorganizowano zawody. Grupa mężczyzn miała do pokonania 9 km drogi rowerem, Józef – 7 km leśnych ścieżek i łąk. Meta była wspólna: w gospodarstwie Nojich. Zziajani kolarze po dotarciu na miejsce ze zdziwieniem odkryli, że Józef już kończy obiad…5
Własne prawa, własny styl
Przełomowym momentem w życiu Józefa okazał się 17 września 1933 r. To tego dnia „Kurier Poznański” zorganizował bieg, w którym 24-letni Noji, wciąż przecież nowicjusz, zajął znakomite drugie miejsce. Od tej chwili sprawy zaczęły przybierać szybki (nomen omen) obrót. Józef opuścił rodzinną wieś, by zamieszkać w Poznaniu i zostać zawodnikiem tamtejszego Sokoła. Choć po kilku miesiącach został sensacyjnym zwycięzcą biegu narodowego, wciąż musiał się troszczyć o byt. Zatrudnił się jako portier w redakcji „Kuriera” i tapicer w jednym z poznańskich zakładów.
Czy Noji skrócił sobie trasę?
Kibice, którzy w 1934 roku obserwowali doroczny Bieg Narodowy na przełaj, byli świadkami nie lada sensacji – wspominano po latach w książce Chwała olimpijczykom. Choć na starcie stanęła cała prawie czołówka biegaczy, zwyciężył nikomu nie znany zawodnik z Poznańskiego – Józef Noji. Sądzono nawet, że Noji skrócił sobie trasę, trudno bowiem było uwierzyć, aby jakiś chłopak, który do Warszawy przyjechał ze wsi Pęckowo, mógł zostawić w pobitym polu tyle sław lekkoatletycznych. Wszystko jednak odbyło się najzupełniej prawidłowo. Noji biegł zgodnie z wymogami regulaminu i stał się od razu lekkoatletyczną sensacją sezonu.
Noji wkrótce miał się okazać mężem opatrznościowym polskich biegów długodystansowych. Jego talent zabłysnął akurat w momencie, gdy Janusza Kusocińskiego zaczęły prześladować poważne kontuzje.
Źródło: A. Jucewicz, W. Stępiński, Chwała olimpijczykom, Wydawnictwo Sport i Turystyka, Warszawa 1968, s. 66.
W 1935 r. Józef przeniósł się do Warszawy i rozpoczął treningi w Legii. Ćwiczył pod okiem Stanisława Petkiewicza, innego wybitnego biegacza. Podobno jedną z rekomendacji trenera była rezygnacja z dojeżdżania do pracy tramwajem. Józef okazał się posłusznym podopiecznym i – podobnie jak we wczesnej młodości – zaczął pokonywać drogę do pracy biegiem. Tym razem trasa wiodła z Żoliborza na Pragę i z powrotem6.
Szybko nadszedł kolejny wielki sukces: Józef Noji po raz pierwszy sięgnął po złoto mistrzostw Polski (dystans: 5000 m). Rok później obronił tytuł w tej samej konkurencji, zwyciężył również w biegu na dwukrotnie dłuższym dystansie. Prasa ekscytowała się nieoczekiwanie odkrytym talentem: Jest godnym spadkobiercą tradycyj Kusocińskiego. Tak jak on wychował się sam, stworzył sobie swój styl, miał nawet trudniejsze zadanie, zaczął biegać później, był zawsze w gorszych warunkach materialnych, nie miał bezpośredniego rywala. […] Jeśli Noji pójdzie dalej obraną drogą, jeśli poprawi warunki bytu – będzie godnym przedstawicielem naszego „talentu długodystansowego” – biegaczy o krzepkich mięśniach i woli, którzy tworzą dla siebie własne prawa, własny styl7.
Befsztyk Nojiego
W 1936 r. reprezentował Polskę na igrzyskach olimpijskich w Berlinie. Kibice wiązali z występem Nojiego ogromne nadzieje, bo uwielbiany przez nich utytułowany Janusz Kusociński leczył wówczas kontuzję i mógł jechać do Niemiec wyłącznie w charakterze dziennikarza sportowego. Niestety, Józef Noji zawiódł. W biegu na dystansie 10 km przybiegł z dwuminutową stratą do zwycięzcy. Kibice nie mogli przeboleć słabego wyniku. Co stało się z Nojim w Berlinie?
On sam tłumaczył złą dyspozycję bardzo silnym bólem w prawym boku i udzie8. Ktoś jednak rozpowszechnił plotkę: tuż przed olimpijskim biegiem Noji spałaszował w restauracji wielki, krwisty befsztyk. Pech chciał, że zaobserwował to Janusz Kusociński. Oburzony nieodpowiedzialnym zachowaniem, zwrócił uwagę Józefowi. Ten ponoć bardzo się zdenerwował – w końcu naraził się popularnemu „Kusemu”, swojemu sportowemu idolowi. Nerwy miały zjeść niedoświadczonego biegacza i stać się powodem spektakularnej porażki. Sformułowania „befsztyk Nojiego” do dziś używa się na określenie wątpliwych wymówek sportowców, którym nie powiodło się w zawodach…9
Na osłodę Józef zaliczył w Niemczech znacznie bardziej udany występ w biegu na dystansie 5 km – zajął piątą lokatę („Przegląd Sportowy” opublikował zdjęcie, na którym widać Kusocińskiego składającego Nojiemu gratulacje).
Igrzyska w Berlinie, pełne nazistowskiej propagandy, dobiegły końca. Do wybuchu wojny pozostawały trzy lata. Prasa podkręcała rywalizację między Kusocińskim a Nojim. Nikt nawet się nie domyślał, że wojna brutalnie przerwie nie tylko karierę, ale i życie najwybitniejszych polskich biegaczy długodystansowych. Na razie obydwaj spokojnie przygotowywali się do kolejnych igrzysk, zaplanowanych na 1940 r.
Kusociński: Życzyłem Nojiemu zwycięstwa
Jakaś nagła słabość pozbawiła Noji z miejsca wszystkich szans. Śmiało jeszcze przed chwilą kroczący w czołowej grupie wraz z wielkimi Finami i Murakosą zaczął odpadać i w błyskawicznym tempie zbliżać się do ogona wyścigu […]. Były chwile, że wydawało się, że Noji nie skończy biegu, tak nieszczęśliwie pod koniec wyglądał – relacjonowano feralny bieg olimpijski w „Przeglądzie Sportowym”.
Słaba forma lekkoatlety była zaskoczeniem tym większym, że jeszcze kilka tygodni przed igrzyskami uzyskiwał znakomite wyniki. Dziennikarze podejrzewali, że zły wynik Nojiego mógł w głębi duszy ucieszyć Janusza Kusocińskiego, który zdobył mistrzostwo olimpijskie na tym samym dystansie cztery lata wcześniej w Los Angeles. – Czy bardzo się pan ucieszył po ogłoszeniu wyniku, że pana rekord olimpijski nie został pobity? – Życzyłem serdecznie zwycięstwa Noji i nie miałbym nic przeciwko temu, aby Polak skreślił rekord Polaka. Jeśli już jednak wygrał Fin, to przyznam się, że sprawiło mi przyjemność, iż nazwisko moje utrzymało się na liście rekordów olimpijskich.
Źródło: Było ich trzech: Salminen, Askola, Isohollo, „Przegląd Sportowy”, nr 65, 3 sierpnia 1936 r., s. 2.
Mistrz motorniczym
Nie licząc nieudanego olimpijskiego występu, druga połowa lat 30. to pasmo sukcesów Nojiego. W zawodach krajowych był niepokonany na dystansie 5000 m i w biegu przełajowym. Zajmował czołowe miejsca w sportowych plebiscytach (w 1936 r. w plebiscycie „Przeglądu Sportowego” przegrał tylko z tenisistką Jadwigą Jędrzejowską). Sympatii przysparzały mu takie występy jak ten w trójmeczu w Atenach (Grecja – Czechosłowacja – Polska). W czasie biegu Nojiemu rozwiązało się sznurowadło. Kiedy zdał sobie z tego sprawę, zatrzymał się, by je zawiązać, po czym kontynuował bieg. Na metę dotarł pierwszy!10
Tak jak inne ówczesne gwiazdy sportu, musiał pracować, by się utrzymać. W 1937 r. został motorniczym. „Ilustrowany Kurier Codzienny” opublikował zdjęcie mistrza za szybą warszawskiego tramwaju jadącego na pl. Narutowicza. Pracę pomógł mu znaleźć Klub Sportowy Pracowników Miejskich Syrena, którego Noji był członkiem od początku 1937 r.
Józef nie zapominał o rodzinnym Pęckowie. Pomagał mamie i siostrze, które z trudem utrzymywały niewielkie gospodarstwo. Z Warszawy przychodziły listy, w których syn i brat domagał się informacji: Co w domu słychać? Czy pyrki już w kopcu?11.
Kiedy przyjeżdżał do Pęckowa, skromna, mała chatka Nojich pękała w szwach – wszyscy chcieli zobaczyć Józefa w czerwonym stroju, który został mu po igrzyskach, i wysłuchać opowieści o tym, co biegacz widział za granicą. Pani Noji była dumna z syna. Trzy karczmy są we wsi. Józef zarabia pieniądze i mógłby teraz codziennie butelkę wypić, ale jak go kto namawia, to nigdy się nie zgodzi, tylko rzeknie: „Nie mogę pić. Ja muszę mieć swoje siły do biegania”12.
Józef Noji (z prawej) przekazuje pałeczkę Januszowi Kusocińskiemu podczas sztafety 4×1500 m (wielka rewia asów zorganizowana przez Związek Dziennikarzy Sportowych w czerwcu 1939). Stadion Wojska Polskiego im. Marszałka Józefa Piłsudskiego (Stadion Legii Warszawa)
Fot. NAC
W podziemiu
Lipiec 1939. Józef Noji po raz kolejny udowodnił, że w biegu przełajowym w Polsce nie ma sobie równych, i został mistrzem Polski. W sierpniu w Helsinkach po raz ostatni reprezentował kraj. 1 września, tydzień przed 30. urodzinami Józefa, wybuchła wojna.
Po kapitulacji Noji zgłosił się do pracy w warszawskich warsztatach tramwajowych. Niemcy szybko dowiedzieli się, że to „ten Noji”, znakomity sportowiec. Podobno dwukrotnie proponowali mu, by podpisał volkslistę13. W końcu pochodził z Poznańskiego, a jego nazwisko miało prawdopodobnie niemieckie pochodzenie – od słowa neu, które kilka wieków temu mogło oznaczać nowego osadnika na terenach Puszczy Noteckiej.
Wpis na volkslistę stanowił niejako obietnicę bezpieczeństwa i różnych przywilejów, ale Noji odmówił. Chciał walczyć o Polskę, dlatego zaangażował się w działalność podziemną – tak jak jego idol i rywal Janusz Kusociński. Józef zajmował się drukiem i kolportażem prasy Związku Walki Zbrojnej, potem przemianowanego na Armię Krajową. Prawdopodobnie wykonywał też fałszywe pieczątki w konspiracyjnym zakładzie grawerskim. Pieczątki służyły przygotowywaniu przez podziemie fałszywych dokumentów14. Józef przyjął konspiracyjny pseudonim „Zdzitowiecki”15.
Niemcy brutalnie rozprawiali się z polską konspiracją. „Kusego” rozstrzelali w Palmirach w czerwcu 1940 r. Nojiego aresztowali kilka miesięcy później.
18 września 1940 roku po pracy idzie na Wolę do jednego z przyjaciół. Gdy wychodzi od niego z domu, zostaje aresztowany. Nikt nie wie, w jaki sposób to się stało. Czy była to zwykła uliczna łapanka? A może Niemcy mieli na oku człowieka, który nie chciał przystać do herrenvolku – narodu panów?16 – zastanawiali się autorzy książki Chwała olimpijczykom. Według Franciszka Grasia, biografa Nojiego, Józef został aresztowany chwilę po tym, jak opuścił konspiracyjne zebranie Związku Walki Zbrojnej17.
W niemieckiej fabryce śmierci
Niemcy przewieźli Józefa na Pawiak. Przebywał tam dziewięć miesięcy. Przeżył okrutne przesłuchania, podczas których oprawcy próbowali biciem wymusić na nim zeznania obciążające kolegów18. 24 lipca 1941 r. trafił do niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz. Otrzymał numer 18535. Współwięźniowie rozpoznali w Nojim swojego mistrza i okazywali mu sympatię. Ze strony niemieckiej załogi spotykały go szykany. Wymierzano mu karę chłosty, wtrącano do bunkra pod byle pretekstem19.
Warunki życia w obozie były nieludzkie. Noji zapadł na tyfus plamisty, zapalenie opon mózgowych i dyzenterię. Dzięki wieloletnim treningom miał mocny organizm, w dodatku wsparcia w chorobie udzielali mu koledzy. Udało mu się przetrwać dolegliwości, które dla innych współwięźniów często oznaczały śmierć20.
Więźniowie w tajemnicy przed Niemcami podejmowali ryzyko nawiązania kontaktu ze światem za drutami. Pewnego dnia Józef został przyłapany na próbie wysłania grypsu. Niemcy nie mieli litości. Wtrącili go do karnego bunkra w bloku 11. Tak ostatnie chwile z Nojim przed tym, jak trafił do bunkra, zapamiętał jeden ze współwięźniów: Mocny uścisk dłoni z najbliżej stojącymi. A potem jakby urósł, wyprostował się, skinął nam głową i zadziwiająco opanowany poszedł ku przeznaczeniu…21.
Noji wiedział, że to koniec, więc napisał ostatni list do żony. Z Ireną, którą poznał jeszcze w Pęckowie, zdążyli się pobrać niespełna rok przed wybuchem wojny. Ze swoim synkiem, urodzonym 27 stycznia 1940 r. w Pęckowie, spędził najwyżej kilka miesięcy22.
15 lutego 1943 r. Józef Noji wraz z 54 innymi Polakami stanął pod Ścianą Straceń bloku 11 i został rozstrzelany. Według jednej relacji przed śmiercią zdążyli krzyknąć: Jeszcze Polska nie zginęła23. W kwietniu do Ireny dotarł okrutny telegram: [Józef Noji] zmarł w obozie koncentracyjnym Auschwitz. Został on w krematorium Auschwitz spalony. Wysłanie urny nie nastąpi24.
Ściana straceń w niemieckim obozie koncentracyjnym Auschwitz
Fot. Wikipedia
Pamięć o Nojim
Jeszcze przed końcem wojny Józef Noji został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Walecznych i Srebrnym Krzyżem Zasługi z Mieczami. Irena, wdowa po Józefie, zgromadziła w skromnym mieszkaniu w Drezdenku pamiątki po zamordowanym mężu: fotografie, dyplomy, puchary, wycinki z prasy oraz strój, w którym Noji reprezentował Polskę podczas igrzysk. Kilkadziesiąt lat po zakończeniu wojny bezcenne przedmioty trafiły do Zespołu Szkół Zawodowych w Czarnkowie, gdzie powstała izba pamięci25.
Dziś imię wybitnego biegacza noszą również szkoły w Pęckowie i Drezdenku, a także masowy bieg na trasie biegnącej śladami Nojiego – od Drawskiego Młyna do Wielenia. Tuż obok Stadionu Miejskiego Legii Warszawa, wzdłuż Kanału Piaseczyńskiego, biegnie al. Józefa Nojiego. Równolegle do niej położona jest ul. Janusza Kusocińskiego.